Ogród Saski Bolesława Prusa to jedna z najkrótszych nowel pozytywistycznych. Akcja noweli skupiona jest wokół rodziny szlacheckiej odwiedzającej piękny park w centrum Warszawy. Przeczytaj szczegółowe streszczenie noweli Ogród Saski Bolesława Prusa.
Ogród Saski – Prus – streszczenie pdf
Możesz również pobrać streszczenie w wygodnym do odczytu formacie pdf – ma zaledwie 2 strony: Bolesław Prus – Ogród Saski (streszczenie).pdf.
Ogród Saski – streszczenie
Mylisz się przyjacielu, jeśli myślisz, że sam stąpałem po ziemi – patrz w jakim jestem kółku rodzinnym. Matrona moja to pani X – właścicielka zadłużonych dóbr ziemskich. Anioł w czerwonej koszuli to jej córka Zofia, posag 6000 rubli, jest jej córką. Chłopak 6 lat w sukience, z kokardą na głowie, to jej synek Franio. Jest jeszcze kuzyn 20 letni Władzio.
Był w szkołach, a tymczasem wielbi pannę Zofię, ubiera się elegancko, ma zielone rękawiczki, którym się nieustannie przygląda. Jest także Bibi, kieszonkowa suczka. Cała grupa posuwa się ku Saskiemu ogrodowi.
Idą już kilka kwadransów, dorożka umykała przed dużą rodziną. Mama wzdycha, że muszą się wlec jak dziady na odpust. Oni są parafianami. Władzio z Zofią rozmawiali o ogrodzie. Władzio podejrzewa, że może jest okrągły. Bolesław – autor – tłumaczy jednak inne szczegóły topografii. Opowiada, że jest aż 6 bram, czemu wszyscy się dziwią.
Bolesław zdradza więcej szczegółów – w północno-wschodnim kącie znajduje się strzelnica, jednakże nie funkcjonuje, w kącie południowo-wschodnim jest cukiernia, w południowo-zachodnim jest zakład z napojami z mleka oraz sama mleczarnia, w kącie północno-zachodnim jest plac zabaw. Mijają Saski plac, dozorca nie wpuścił innych przechodniów do parku, a im każe wziąć Bibi na sznurek, by mogli wejść. Psa wzięli na szpagat i weszli do parku.
Franio zachwyca się fontanną. Ludzie gapią się na grupę rodziny. Rozpoczyna się gonitwa, Bibi wpada pod tren jakiejś damy, dostaje od kogoś kijem. Matka każe iść grupie bokiem, bo środkiem idą same elegantki i będą nieustannie na nich tak patrzeć. Dochodzą do placu zabaw, gdzie bawią się dzieci. Podchodzi marynarz i pyta o godzinę i zaprasza Frania do zabawy z dziećmi. Proponuje zabawę w jenerała, Franio ma być koniem i cwałuje między drzewami.
Przechodzą do kolejnej alei, w której chodzi mnóstwo ludzi. Zofia pyta Bolesława o znaczenie beczek. W nich jest woda do polewania. Matka zastanawia się, gdzie sadzą tu warzywa i drzewa owocowe. Bolesław tłumaczy, że sad jest tylko dla świeżego powietrza. Towarzystwo obserwuje warszawiaków zachwycających się krowim mlekiem. Rodzina ocenia jednak, że to mleko jest słabe – zsiadłego nie dałoby się nawet pokroić.
Idą do placu zabaw – mnóstwo w nim dzieci i rodziców. W tym kurzu i ciasnocie bawią się dzieci warszawskie, czym rodzina bardzo się dziwi. Matrona spostrzega także dziecko, którym zajmuje się niania karmiąca butelką, a nie ma matki. Matrona pyta o inne budynki: teatr letni, rezerwuar wodny oraz sadzawkę bez wody i fontannę oraz strumyk dla ptaków. Matrona nie rozumie, czemu ptaki miałyby pić takie błoto. W ogóle nie rozpoznaje tych budynków. Zofia wskazuje posąg półnagi i bez podpisu, matka zabrania jej patrzeć.
Zbliżają się do cukierni, markier pyta, czego potrzebują. Wszyscy proszą o lody, a Bolesław o czarną kawę. Dla mamy i Frania ciasteczko. Matka dziwi się, że porcje lodów są małe. Markier podlicza rachunek, matka wypomina mu za drogie ceny. Wylicza 75 kopiejek. Wszyscy zaczynają na nich patrzeć, więc wychodzą z cukierni. Wszyscy są zawiedzeni ogrodem i przy wyjściu mówią, że nigdy tu nie powrócą. Matka załamuje się ceną, bo mogłaby za to mieć nowe rękawiczki.
Nam, Warszawiakom, wystarcza ta klatka bez dachu. Mamy klomby, może nie czyste, ale są. Są też aleje, oczka wodne, może ogród jest mały, ale nieco długi, posiadamy namiot owocowy, nawet strzelnicę. Wodotrysk jest może trochę wieśniacki, ale doceniamy go.
Około 10 rano, gdy wszystko ucicha, do ogrodu schodzą się emeryci, nianie z dziećmi i czytający książki. Wszyscy zapoznają się i obsiadają ławki sześcionożne. Długość ławki nie przeszkadza rozmowom, zakochiwaniu się. Im bliżej południa, tym bardziej wszyscy się zbliżają do siebie. W południe dzieci wołają na obiad, a niektóre połączone pary zostają i udają się na drzemkę.
Południa minęło, w ogrodzie jest śmietanka towarzyska, są tam głównie ładnie ubrane kobiety. Wszyscy przechadzają się wolno i rozmawiają wśród gęstych tumanów kurzu.
Mówiący obserwuje przechodniów wieczornych i siada na jednej z ławek, podsłuchuje szeptów ludzi. Słyszy zakochanych. Widzi altankę i światła latarni. Zna te miejsca, ale nie do końca. Doczekał się chwili, w której zachwyca go słuchanie ptaków i oglądanie księżyca. Rozmarzony musi jednak wracać do domu jeść i kończy, by w Kurierze starczyło miejsca.
Pełny tekst lektury – Ogród Saski – Bolesław Prus
Pełny tekst lektury można znaleźć w serwisie wolne lektury: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/prus-ogrod-saski.html.
Bibliografia:
B. Prus, Ogród Saski, [w:] idem, Drobiazgi, Warszawa 1935.